Już jako 13-14 letnia dziewczynka miałam poczucie, że za bardzo wszystko przeżywam.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego szybko wpadam w rozdrażnienie i gniew. Łatwo się ekscytuję i męczę. Nie mogę otrząść się ze smutku po negatywnych komunikatach z otoczenia.
Miałam przypiętą łatkę dziecka nadaktywnego i nieposłusznego, bo chciałam robić rzeczy po swojemu, a pomysły realizować od razu. To było przyczyna wielu konfliktów, zwłaszcza w domu, gdzie spotykała mnie krytyka i odrzucenie.
Pod wpływem krytyki przestałam ufać swojej intuicji i wyrażać swoje zdanie.
Wkrótce z wesołej i ciekawej świata dziewczynce zostało wspomnienie. Stałam się krytyczna, pogardliwa i wycofana. Nauczyłam się odcinać od emocji, zajadając je po kryjomu. Przez napięcie i stres zaczęłam chorować somatycznie (rożne bole w ciele, problemy ze snem i stany lękowe). Z czasem rozwinęła się z tego depresja.
Tak żyłam latami…
Wstydząc się siebie…
Nie znając siebie, nie chcąc siebie…
Aż przyszedł przełomowy moment, w którym zdecydowałam, że muszę coś zrobić, że dłużej tak nie chcę.
Poszukałam dla siebie pomocy i natrafiam na terapię z wewnętrznym dzieckiem.
To dzięki terapii, pracy z emocjami, akceptacji uczuć i tych wypartych, znienawidzonych części mnie, odzyskałam swoją WRAŻLIWOŚĆ.
Dzisiaj postrzegam ją jako rodzaj daru, z którego korzystam. Jest też moim wewnętrznym kompasem, który wyznacza mi kierunek. Dzięki niej zrozumiałam swoje potrzeby i umiem lepiej o siebie zadbać. A co najważniejsze – AKCEPTUJĘ TO, JAKA JESTEM, czego życzę każdemu wrażliwcowi.